Dziś na sportowo i lajtowo co by kolano odpoczęło a nie zapomniało o obrotach. Ciągle jeszcze brykam na młynku może skorzystam z techniki Tomka? Nie bo by mi jeszcze biegać trzeba było :)
Moja maleńka Pani potrafi mnie tak fizycznie zmęczyć że zawsze gonię do roboty na ostatni gwizdek i trzeba jechać V1 a pora i pogoda już sprzyja do dłuższych wariantów a coś czuje że w tym roku to będą jedyne moje przejazdy rowerowe...
Po pracy szybki tel do domu celem negocjacji i udało się to sobie troszkę pojeździłem po pogori III i IV.
Jak patrze na mapkę to już wiem czemu tak odstawałem od reszty ekipy. 2 miesiące bez rowerka, grupka zapaleńców ciągle trzymająca mocne jak dla mnie tempo i jazda w górę. Jakoś dałem rade choć musiałem nieźle dymać na szczęście były postoje czy to wymuszone (mój pit-stop) czy ulubiona fontanna Andiego. Pogoda dopisała, towarzystwo też tylko kondycje trzeba pod szlifować co może być trudne w moim przypadku.
Rano pogoda zachęcająca a i ja wygospodarowałem troche czasu na brykanie. A że było przed 10 to szybki sms do Andiego czy dziś bryka odpowiedz była pozytywna. To jaki plan myśle sobie może Adamowi oddam pentka to tel do niego i jesteśmy ugadani na pogorii.
O 10:30 startujemy z Andim z Placu Papieskiego w kierunku Pogorii zachaczając dwie stacje benzynowe celem uzupełnienia wiatru w kołach. Tuż przed Pogorią dołącza się Doms który miał w planie pobrykać na Pogorii.
Po małych perturbacjach udało się nam spotkać Adama który czekał na nas na nie tym co trzeba przejeździe kolejowym. Z racji że byliśmy w Adamowych okolicach więc padło że musi nas oprowadzić po swoich okolicach. Brykając troche asfaltami troche szutrami objechaliśmy okolice Adamowe oczywiście mieliśmy standardowy już chyba postój na laczka u Andiego, wracając zachaczyliśmy o tamę na Przeczycach gdzie było Adamowi dane rozdziewiczyć swoją Meridke.
Dalsza droga już bez przygód jedynie Andiemu brakowało szybkości więc wyrywał co chwila do przodu co by na postojach popykać fajeczkę. Jadąc tak powoli w kierunku domku gubiliśmy się powoli czyli najpierw Doms zaraz po nim pożegnał się z nami Adam. My z Andim jeszcze szybkie zakupy i też do domu. Wszystko zgodnie z planem na 15 w domku.
Andrzej (Andi333) zaproponował pokręcić się po okolicy w poszukiwaniu szlaku w okolicach Sławkowa. Z racji że a Andrzejem dobrze się jeździ bo i pogadać można i zawsze jest troche i asfaltu i szlaku więc przystałem na taki pomysł. Na start małe problemy ze spotkaniem się ja czekam na Papieskim Andrzej pod komendą :) Po konsultacji telefonicznej ja jadę pod komendę i razem już jedziemy w kierunku Sławkowa po drodze zahaczając o pomnik i grób żołnierski w lasach okalających Euroterminal. Następny postój to rynek w Sławkowie ciepła kawka, czekoladki normalnie Bahamy a potem kierunek zalew Sosina, Baza nurków i do domu. Rzeczonego szlaku tak naprawdę nie znaleźliśmy bo się pojawiał i znikał słabe oznaczenia bez tabliczek informacyjnych trzeba by na mapie sprawdzić gdzie prowadzi to może by było łatwiej nim podążać.
W lesie budzi się polski obóz. Poranny posiłek, modlitwa. Jagiełło staje przed namiotem, powiadomiony o przybyciu posłów krzyżackich. - Panie, Wielki Mistrz, Ulrich von Jungingen, proponuje, by zamiast toczyć TU krwawą bitwę I stracić kwiat rycerstwa, wyznaczyć jednego z każdej ze stron. Niech oni stoczą pojedynek, a który z nich zwycięży, tego Strona uznana zostanie za zwycięską w całej bitwie. Po chwili namysłu Jagiełło się zgodził. Posłowie odjechali, a Jagiełło podążył do namiotów Rycerzy. - Słuchaj Zawisza, zamiast bitwy będzie pojedynek - pójdziesz walczyć o wygraną bitwę? - No wiesz Władek, pojutrze tak. No może jutro... Ale dziś nie dam Rady. Rozumiesz, imprezka była, daliśmy czadu no I ... Po prostu nie dam Rady... Król udał się więc do kolejnego rycerza: - Powała, pójdziesz walczyć w pojedynku o wygraną bitwę? - Sorki Władek, wczoraj była imprezka u Zawiszy. Daliśmy czadu no I Wiesz.... Pojutrze spoko, dziś nie dam Po prostu rady....
Udał się więc Jagiełło do kolejnego namiotu: - Zbyszko, pójdziesz walczyć o wygraną bitwę? - Królu złoty, nie dam rady. Była imprezka .. - Tak, tak, wiem - u Zawiszy. Kto jeszcze tam był? - No chyba wszyscy... - Zwołaj wojska, niech się ustawią w szeregu pod lasem.
Stanęło więc polskie wojsko pod lasem, naprzeciw króla. - Słuchajcie, będzie pojedynek o wygraną bitwę. Czy ktoś z was jest w Stanie stanąć do niego? Siedzą rycerze w kulbakach, każdy łypie na drugiego, głowy pospuszczali. Nikt nie chce ... Nagle słychać: - Ja ! Ja ! Ja chce  ! Ja pójdę  ! Rozglądają się I widzą: Stary dziad z brodą do pasa, ubrany w jakiś taki jutowy worek, łachmany. - Rany Boskie, nie ma nikogo innego  ??
No i nikogo innego nie było. Dali więc dziadkowi długi dwuręczny miecz. Idzie dziadek przez pole, Miecza nie dał rady dźwignąć więc ciągnie go za sobą.... Patrzą Polacy, a z przeciwnej strony wyjeżdża na koniu wielkim jak stodoła, zakuty cały w lśniącą zbroję wielki jak dąb rycerz. Jagiełło chwyta się za głowę I jęczy, A Polacy wrzeszczą: - Dziaaaadeeeeek  ! W nooooogiiiiii  ! W noooooogggiiiiiiiiiiiiiii  !!!! Rycerz niemiecki jednak już ruszył, dopadł dziadka, który w ogóle nie zamierzał uciekać, podniósł się tuman kurzu. Nic nie widać tylko jakieś jęki. Po chwili wiatr oczyścił pole z pyłu. Patrzą Polacy, A tam koń bez nóg, krzyżak bez nóg, A dziadek stoi I trzęsącą się ręką, trzyma miecz na gardle Niemca. I mówi: ... - Masz szczęście *cenzura*, że krzyczeli "w nogi" Bo bym ci łeb *cenzura*.
i nr 2:
Stefan siedząc do późna w pracy zaczął wspominać stare hipisowskie czasy, kiedy to codziennie były nowe panienki, narkotyki. Postanowił po 20 latach nie palenia marihuany w końcu zapalić, przypomnieć sobie wspaniałe dobre czasy. Odwiedził dzielnicę, na której mieszkał za młodu, i sprawdził czy diler Heniek jeszcze żyje i sprzedaje. Okazało się, że Heniek całkiem jeszcze dobrze prosperuje. - Witaj Heniu, nic się nie zmieniłeś... - Stefan, kopę lat... - Potrzebuję jakieś fajne jointy, bo ze 20 lat nie paliłem, a chciałbym przypomnieć sobie jak to jest... - Słuchaj Stefan, sprzedam Ci, ale pod jednym warunkiem... musisz ten towar palić samemu i najlepiej w zamkniętym pomieszczeniu. - Dobra stary niech tak będzie - odparł Stefan i pożegnawszy się pomknął szybciorem do domu. Wpada do chałupy, cisza jak makiem zasiał, stara chrapie jak niedźwiedź, dzieciaki tak samo, więc postanowił zamknąć się w kibelku. Usiadł na sedesie, wypakował towar, nabił lufkę, zaciąga się... otwiera oczy,
patrzy ciemno. Wypuszcza dym - jasno. - Kurde, ale sprzęcicho się pozmieniało - pomyślał zdumiony Stefan. Po szybkim namyśleniu, drugiego macha pociągnął. Otwiera oczy, ciemno... wypuszcza - jasno. Podjarany myśli sobie, że jeszcze raz nic nie zaszkodzi. Zaciąga się - ciemno, wypuszcza dym - jasno. W tym momencie piekielnie silne walenie do drzwi kibelka... - Stefan co Ty tam robisz? - krzyczy strasznie wkurzona żona. Stefan wszystko wrzucił do sedesu i spuścił wodę i poddenerwowany odpowiada: - Golę się kochanie! - Stefan, ku...wa! Trzy dni?
cad:77
PS. Sigma mi znowu zastrajkował i przez 5km się wyłączyła i nie startneła dlatego na GPS jest większy przebieg jak w ramce.
Wyruszam z domu przed 8 mając plan przekabacić chłopaków co by jechali ze mną niestety plan był kiepski bo byłem ostatni a trudno było dyskutować jeden kontra trzech :) Tak że zrezygnowałem z zawracania komukolwiek dupy i po krótkiej rozmowie wyruszamy chłopaki w swoją drogę a ja w kierunku pogori.
Pogorie objeżdżam terenem i przez Wojkowice docieram nad Przeczyce. Tam ponownie wbijam na ścieżkę i zjeżdżam na plaże a potem to już targanie krzaków jak to mówi Krzychu.
Przez pewien czas walczę z błotem i przedzieram się wzdłuż wody aż docieram w okolice S1 gdzie jest błocko porośnięte uschniętymi trzcinami i o jeździe ani prowadzeniu nie ma mowy. Tam wspinam się na skarpę i ścieżką pomykam aż do nasypu przy S1 tam tak stromo że moje ubłocone oponki jak sanki zresztą buty też.
Jakoś się wdrapałem i dojechałem do mostu gdzie pod S1 przedostaje się na drugą stronę a tam okazuje się że zbiorniki są puste co pozwoliłem sobie udokumentować.
Dalej już bardziej ludzkimi terenami wśród zbiorników dotarłem do ….. płotu. Okazało się że jakimś cudem dostałem się na prywatne łowiska a na bramie była kartka że zamknięte i zapraszają w 2012 – jakoś nie chciało mi się czekać więc zacząłem szukać jakiegoś wyjścia i jak to z tego typu płotami bywa udało mi się znaleźć bramkę gdzie ktoś pozwolił sobie ją pozostawić otwartą (czytaj odciąć kłodkę). Po oględzinach stwierdzam że moja maszyna wymaga Karchera więc obieram kierunek na moją robotę celem wykonania niezbędnego serwisu. Przemykając czarnym szlakiem w okolicach Pogorii natknąłem się na partyzantów biegających z pistoletami na farbę dobrze że miałem czerwoną kurtkę bo bym jeszcze za dziczyznę robił. Na zakładzie myjnia + smarowanie i już grzecznie do domu. Cel niezrealizowany musze to zostawić sobie na przyszły rok dziś było za zimno na takie taplanie się w błotku.
Wyjechałem trochę wcześniej bo miałem zamiar kupić torebkę na bagażnik i nie wiedziałem ile mi zejdzie tak że pod dworcem byłem 20 minut po 16. A Adam ogłosił zbiórkę o 17 więc pokręciłem się trochę po mieście. O 17 pojawił się Olo i Adam tak że w tym składzie pojechaliśmy do Katowic. W Katowicach dołączył Tomek i Gozdi. I w takim składzie czekaliśmy na start masy. Frekwencja była kiepska przygotowanie trasy też. Tak że masa przejechała trochę deptakami trochę ulicami i była bardzo króciutka co akurat nie przeszkadzało. A w drodze powrotnej z racji że Tomek znowu marudził o Borkach to pojechaliśmy Adama odstawić do Siemianowic i dalej sami już przez Czeladź i Będzin do domu. cad:81
Niestety obowiązki domowe pozwoliły mi wygospodarować tylko 2:30h na brykanie rowerem. Wybrałem się więc w okolice Przeczyc wybadać czy da się i jak objechać to bajorko może w przyszłą niedziele uda się...
Poranek wyglądał zachęcająco to pojechałem a teraz patrze na to i zastanawiam się kogo się czepić co by do domu zabrał... może się do po południa wypogodzi.
No i się wypogodziło to:
Wybrałem się w okolice Adama(limit-a) pooglądać jego okolice. Zdjęć nie robiłem bo zimno że mi się rekawiczek ściągać nie chciało. cad:78.