Przez Kazimierz - dalej mnie wszystko boli, udało mi się blat włączyć może będzie też rozjazd.
W pracy miałem większe możliwości to potraktowałem chemią napęd a następnie gdy już lśnił nałożyłem dwukrotnie zielonego "Finisz line" i podregulowałem ponownie przedni hamulec.
Droga powrotna przez łosień, Okradzionów, Sławków i lasami wokół Euroterminala.
Po wczorajszych lekcjach jestem mocno obolały tak naprawdę to bolą mnie uda, ręce no i siodło jakieś takie poobijane. Po obiadku postanawiam zobaczyć jak wygląda sytuacja z moim rowerkiem. Sprawy znane to stopka którą po prostu odkręciłem i poleciała do kosza, następnie czyszczenie napędu i przegląd łańcucha czy gdzieś się nie rozłazi (tu wszystko ok) czyszczenie i smarowanie. Deorka górą :). Następnie hamulec przedni bo sobie cichutko popiskiwał w drodze z dworca do domu, ale oprócz małego kawałka drewienka nic tam nie znalazłem. To co zrobić z problemami swojego obolałego cielska ... rozjazd. Cichutko odzywam się że chce na rower o dziwo dostaje zielone światło bez zbędnych dyskusji ... kochana żonka. Na to wszystko napatoczył się syn i z uśmiechem na ustach zapytał gdzie jadę i czy może ze mną. Plan został zrewidowany i wyjazd na Przeczyce skrócono do objazdu pogorii ale z przyczepką. Udało mi się przetestować nowe nabytki z decathlona czyli spodenki + koszulkę (zestaw z rajdu w Mysłowicach) + nowe buty SPD Shimano. Porównanie ze Specami na razie na korzyść Speca bo te mnie uwierały w kostkę ale moja kostka może być obita po górach tym bardziej że musiałem po nogach oberwać bo mam trochę buty potargane.
Może wczoraj nie latałem ale dziś sobie pojeździłem może wolniej, z trudem ale lans był.
Dzień zaczął się wcześnie bo o 6:20 byliśmy umówieni na spotkanie pod komendą w Klimontowie. W drodze na dworzec w Katowicach Piotrowicach zgarniamy Wojtka.
Rowerowanie zaczynamy w Bielsko-Biała Leszczyny i kierujemy się na Szyndzielnie już pierwszy podjazd pokazuje słabości naszego sprzętu Krzyśkowi rozkręca się tylna piasta tak że kaseta biegała na boki tak na ok. 1 cm postanawiamy zawrócić celem poszukiwania narzędzi w drodze w dół Wojtek łapie 2 laczki jeden tak na 10cm. To nie był dobry początek dnia ale sytuacje zostały opanowane i ruszyliśmy ponownie w górę Krzysiek z Tomkiem wydarli mocno do przodu a ja powolutku metr za metrem deptałem na zestawie 1-2 do góry to był jedyny podjazd który oprócz paru podparć udało mi się podjechać w 100% potem było niestety już gorzej. Po wjechaniu na Klimczok gdzie niestety były małe odcinki gdzie dreptałem zjechaliśmy do Szczyrku. Aby rozpocząć atak na Skrzyczne atak to dobre słowo bo jechania to tam nie było tylko pchanie albo raczej wnoszenie rowerów ja na pierwszej stacji pasuje i postanawiam wjechać na szczyt kolejką tak samo decyduje Wojtek. Tomek z Krzyśkiem postanawiają atakować dalej patrząc z krzesełka kolejki okazało się że druga część podejścia (podjazdu) była łatwiejsza ale to może Krzysiek z Tomkiem opiszą bo z góry wszystko wygląda łatwiej. Ze Skrzycznego obraliśmy kierunek na Węgierską Górkę i tak sobie jadąc szlakami które tyczyła raczej woda a ludzie tylko słupki ponabijali powolutku zmierzaliśmy do finiszu. To tam zjazdy były tak ostre i kamieniste że ja sobie pozwoliłem zaoszczędzić kontuzje i loty przez kierownice sprowadzając długie odcinki rowerek niestety podjazdy też były równie ostre i ciekawe co wiązało się z pchaniem. To w trakcie tej podróży Tomkowi skończył się jeden hamulec. Na dworzec spóźniliśmy się ponad 1 godzinę co spowodowało że czekaliśmy ponad 2 godziny na ostatni pociąg. To tutaj był pierwszy większy popas bo udało się zjeść pizze i posiedzieć niestety było już bardzo rześko i mocno zmarzliśmy. O powrocie pociągiem wspominać nie będę bo 2 panowie wracający do „Domu” włączyli alarm w WC i przez 40 min jechaliśmy w towarzystwie wyjącej syreny alarmowej. Nie wzbudziło to jednak zainteresowania obsługi pociągu. W domu byłem o północy więc szybka kąpiel i sen.
Wyjazd super ale dla mnie szlak za trudny, ekipa za mocna a ja sprzętowo się nie przygotowałem ale mam nadzieje że ta lekcja wiele mnie nauczyła. P.S. ja też poniosłem strate w domu okazało się że stopka radośnie zwisa sobie - trzeba będzie wymienić. Deorka dalej kręci :)
dodatkowo kupiłem oliwke do łańcucha i wybrałem się do kolejnych sklepów celem poszukiwania bloków niestety w trzech sklepach w DG nie były one dostępne dopiero w Spec sklepie udało mi się dostać. Po zakończeniu udanego dnia wybrałem się na patelnie na lody włoskie i do domu.
Znowu obowiązki rodzinne wysłały mnie autem do pracy a po pracy szybki obiad i pojechałem do sosnowca szukać promocji na buty pod SPD a że wybrałem się za poźno to dałem rade tylko do Spec Pana nawet miał model 329 PLN więc wymiękłem i pojechałem do plastra ale ci się szkolą tak samo jak ci w DG choć ci z DG napisali że pojechali oglądać nowe rowery meridy na 2012 i wracają jutro to tam wjade tym bardziej że na stronce mają info o promocji na buty. Strudzony tymi zakupami pojechałem objechać pogorie pomimo że dziś było fajnie to nawet "Batmanów" nie było rozjechani czy jak?
Przy powrocie zdecydowałem się troche pobrykać no i dostałem co chciałem czyli i asfalty i teren (pomiędzy strzemieszycami a Sławkowem, Sławkowem a Bukownem i Piaskownia w okolicach Sosiny)