Do decathlon, po drodze spotykam Andiego po kilku miesiącach jakiś taki wypasiony :) chyba mniej jeździ a więcej spożywa .... to pewnie te nowe kółka mniejsze opory dają to mniej kalorii pali. Dziś pogoda dupiata to i daleko się nie wybierałem co by mi dzieciaki nie zmokły
Dzieci w łóżkach godzina 21 z minutami nareszcie trochę czasu dla siebie. Przejazd zgodnie z tytułem. Przejazd przez lasek w egipskich ciemnościach jedynie przy mojej lampce sprawia mega frajde dlatego też zrobiłem 2 kółka wokół P4. Ogólnie ekstra się jechało 0 rowerów i rolkarzy jedynie troche zakochanych ale oni po krzakach albo ławkach buszowali.
Z racji że impra zaczynała się o 21:00 mogłem się ze spokojem podłączyć. Na pogorię docieram ok 20:30 ze znajomych tylko Olo ale powoli zaczynają docierać czyli Doms, Avacs, Gozdi, Limit, Krzyśki. Jak na sponton to było grubo.... bardzo grubo tyle rowerów to na masach nie widziałem no może zagłebiowska jest tu wyjątkiem. Przejazd nic nowego bo i co można na Pogorii wymodzić no może kolejną glebę którą zaliczyłem w ten sam sposób i w tym samym miejscu co poprzednio z Andim tylko teraz sprawcą jest Kysu... samolociku nie było to i straty mniejsze - tylko urwana kadencja. Na zielonej ognisko z grillem czyli pogaduchy, kiełbaska kto miał to i piwko się trafiło. I w okolicach północy powrót do domu bo jeszcze dziś trza do pracy iść :)
Jakoś się organizuje czyli pełna improwizacja. Rozdaje dzieci babci i już o 10 mogę jechać ale gdzie?? Szybki look na mapę google i pada na ruiny w Bydlinie. Jak to z takimi wyjazdami bywa zaczęło się od tego że gdy chciałem udokumentować moje spotkanie z wielbłądem to okazało się że bateria w telefonie który jest też aparatem fotograficznym właśnie się wyczerpała. Na 10 km przed celem żywota dokonała bateria w walkmanie a 5 km później akumulator od nawigacji. Tu jeszcze udało mi się zadziałać i ograniczyć konsumpcje energii tak aby objechać całą trasę na całkowicie ściemnionym ekranie. Tak że przynajmniej ślad GPS mi pozostał z tej wyprawy. A czemu ruinki bo raptem jest tego 4 ściany i trochę murku reszta poszła w szabrunek przez okolicznych mieszkańców - tak przynajmniej wynikło z tablic informacyjnych.
Na koniec mi też odcięło energię a w sumie to jej nigdy nie było... niestety braki kondycyjne mam straszne.
I do 100km też zabrakło a dokręcać nie lubię bo jakoś tak bez sensu robić ileś tam kółek wokół bloku co by ładny wynik mieć.
Jak przystało na ojca małej kobiety czasu u mnie mizernie dlatego też km nie przybywa ale dziś mam chęć się zmęczyć kosz nie wypalił więc ide na rower jest godzina 21 z minutami. Gdzie o tej porze można jechać przy moim marnym oświetleniu oczywiście na pogorie zapolować na batmany. Niestety batmanów brak no ok 2szt na całą pogorie to tak jakby żadnego. Zrobiłem część asfaltową i właśnie wróciłem, teraz mały browarek, kąpiel i lulu. Dobranoc tym którzy mnie jeszcze pamiętają.
Bez celu i pomysłu początek jak z synkiem celem poszukania przejazdu gdzie nie trzeba zsiadać z rowera a potem już tak na wariata trochę tu trochę tam. Na koniec wjazd na myjnie przy BP celem wypucowania rowerka i o ironio jak skończyłem to musiało zacząć padać.