Powrót naszą sławną PKP wykupiłem bilet dla roweru więc szukam tego osławionego wagonu na rowery okazuje się że jest to jeden zlikwidowany przedział gdzie usunięto siedzenia i zamontowano trzy wieszaki na rowery. Ale nie to jest straszne a to że wejście ma standardowe rozmiary jak dla pasażerów i dodatkowo w Poznaniu peron jest poniżej najniższego stopnia wagonu tak że trzeba rower podnieść na wysokość oczu aby wstawić rower do wagonu co przy sakwach nie jest łatwym zadaniem. Szarpiąc się z rowerem potargałem sakwy i złamałem w jednej wzmocnienie o czym boleśnie się przekonałem jadąc z Katowic do domu gdy jedna sakwa mi się wkręciła w szprychy.
Podsumowanie dla mnie to lekcja że na prostych rzeczach człowiek ginie a PKP to tylko ładne reklamy a reszta to nadal komuna jak za dobrych czasów. Jak sobie podsumuje to mi wyszło koszty przejazdu na ponad 100 zł bo 10 za bilet i ponad 100zł za sakwy.
A sam wyjazd był dla mnie lekcją pokory ale pokazał że rowerkiem też się da i można fajnie czas spędzić nawet w siodle. Następnym razem pozwolę sobie na zupełnie inny wariant bez gonitwy ze zwiedzaniem mijanych zabytków i lepszym przygotowaniem kondycyjnym :)
Noc spędziłem w małym moteliku chyba nawet sam jako jedyny gość. Pokoik maleńki że ledwo łóżko i szafka z TV się mieściła ale dla mnie i tak był tylko istotny prysznic i wyrko. Wstaje przed 7.00 śniadanko wskakuje na rower i jazda. A w sumie to mordęga bo cały czas pod wiatr i ucieczki przed deszczem który dopadł mnie 2 razy na szczęście udawało mi się uciec więc byłem tylko lekko mokry.
Niestety przy takiej jeździe musiałem oszczędzać kolano które mnie bardzo bolało a to przekładało się na jeszcze bardziej obolałą d.. (siodełko) i dłonie. A wczoraj wieczorem było ta bezwietrznie oj można było te 40 km ekstra zrobić ale cóż trzeba było walczyć ze swoimi słabościami.
Po paru godzinach walki dotarłem już tylko przejazd przez miasto i ląduje u rodzinki. <a href="" title="GPSies - Poznań d2"><img src="http://www.gpsies.com/images/linkus.png" border="0" alt="GPSies - Poznań d2" /></a>
Moja podróż planowana od dobrego roku a że kondycji nie mogło być w roku nr 1 a i teraz oceniam że się wyrwałem z motyką na słońce ale trzeba mieć cele aby je realizować :)
Startuje o 4:30 plan miałem ambitny dojechać w jeden dzień tyle z planów a życie swoje ale pierwsze pierwsze 2 godziny jade spokojnie tak 17-18 km/h co by się nie wypompować już na starcie tym bardziej że dla mnie to pierwszy taki wyjazd. Pogoda początkowo niezachwycająca sporo wody na drogach i ciemne niebo ale z nadziejami w oddali na czyste niebo.
Ale właśnie po 120 km pojawia się wiatr który coraz bardziej mnie hamuje i tak aż do 200km dopiero wtedy odpuszcza. Jak dla mnie to starczyło aby być zmarnowany jak koń po westernie i bez szans na dojechanie w rozsądnych godzinach do Poznania.
Pada decyzja po namowach żonki która mnie kontrolowała telefonicznie o noclegu w okolicach Jarocina co było małym błędem mogłem pociągnąć choć jeszcze 2 godziny ale o tym w opisie następnego dnia.
Test nowego bagażnika - zapiąłem sakwy dla spokojnego sumienia zapakowałem po 2 butelki 1,5l na stronę i pojechałem trochę asfaltami trochę ścieżkami polnymi. Jak na razie ok teraz muszę zrobić ponownie test tyle że po 10 kg na stronę.