Na forum cisza na Bikestatsie cisza chyba misie poszły spać :) Pogoda zza okna woła na rower bo to już ostatki więc po wszystkich zabiegach pielęgnacyjnych przy moim nowym skarbie (usnęła) wciągam ciuchy daje całusa żonce i brykam do rowerowni a tam laczek ... Nie nie dziś to mnie nie zatrzyma pompuje byle do BP dojechać na kompresor i wychodzę no ale dobra gdzie jechać może pojadę oblukać nową strzałę Adama niestety Adam chory i nie bryka (zdrówka Adam). To postanawiam pobrykać po najbliższej okolicy i sprawdzić czy ze stacji BP przy S1 da się zjechać na Klimontów, zjechać się da ale trzeba mieć albo terenówkę albo auto w d...
A potem trochę jakimiś ścieżkami trochę asfaltami na Sosinę małe kółko i do domu.
Od tygodnia było na forum planowane już nawet się wycofałem z udziału ale chłopaki stanęli na wysokości zadania i zgodzili się je zrobić do południa tak ok 10.00 przyznacie że dziwna godzina na ognisko.
Skład już mocno oklepany ale coraz lepiej zgrany czyli Andrzej (Andi333), Adam (Limit), Tomek (T0mas82) i dwa Krzyski (Kysu i Krzysiek22).
Pomimo początkowych problemów z opałem dzięki Adamowej kosie udało się zorganizować odpowiedniego formatu paliwo i pomimo że ognisko wielkie nie było to wędlina w stanie wskazującym na kontakt z ciepłem została spałaszowana.
Ja za długo nie mogłem zostawać gdyż w moim życiu pojawiła się maleńka kobietka która będzie mi teraz przysłaniać cały świat. Dzięki chłopaki za udany wypad i towarzystwo.
Andrzej (Andi333) zaproponował pokręcić się po okolicy w poszukiwaniu szlaku w okolicach Sławkowa. Z racji że a Andrzejem dobrze się jeździ bo i pogadać można i zawsze jest troche i asfaltu i szlaku więc przystałem na taki pomysł. Na start małe problemy ze spotkaniem się ja czekam na Papieskim Andrzej pod komendą :) Po konsultacji telefonicznej ja jadę pod komendę i razem już jedziemy w kierunku Sławkowa po drodze zahaczając o pomnik i grób żołnierski w lasach okalających Euroterminal. Następny postój to rynek w Sławkowie ciepła kawka, czekoladki normalnie Bahamy a potem kierunek zalew Sosina, Baza nurków i do domu. Rzeczonego szlaku tak naprawdę nie znaleźliśmy bo się pojawiał i znikał słabe oznaczenia bez tabliczek informacyjnych trzeba by na mapie sprawdzić gdzie prowadzi to może by było łatwiej nim podążać.
W lesie budzi się polski obóz. Poranny posiłek, modlitwa. Jagiełło staje przed namiotem, powiadomiony o przybyciu posłów krzyżackich. - Panie, Wielki Mistrz, Ulrich von Jungingen, proponuje, by zamiast toczyć TU krwawą bitwę I stracić kwiat rycerstwa, wyznaczyć jednego z każdej ze stron. Niech oni stoczą pojedynek, a który z nich zwycięży, tego Strona uznana zostanie za zwycięską w całej bitwie. Po chwili namysłu Jagiełło się zgodził. Posłowie odjechali, a Jagiełło podążył do namiotów Rycerzy. - Słuchaj Zawisza, zamiast bitwy będzie pojedynek - pójdziesz walczyć o wygraną bitwę? - No wiesz Władek, pojutrze tak. No może jutro... Ale dziś nie dam Rady. Rozumiesz, imprezka była, daliśmy czadu no I ... Po prostu nie dam Rady... Król udał się więc do kolejnego rycerza: - Powała, pójdziesz walczyć w pojedynku o wygraną bitwę? - Sorki Władek, wczoraj była imprezka u Zawiszy. Daliśmy czadu no I Wiesz.... Pojutrze spoko, dziś nie dam Po prostu rady....
Udał się więc Jagiełło do kolejnego namiotu: - Zbyszko, pójdziesz walczyć o wygraną bitwę? - Królu złoty, nie dam rady. Była imprezka .. - Tak, tak, wiem - u Zawiszy. Kto jeszcze tam był? - No chyba wszyscy... - Zwołaj wojska, niech się ustawią w szeregu pod lasem.
Stanęło więc polskie wojsko pod lasem, naprzeciw króla. - Słuchajcie, będzie pojedynek o wygraną bitwę. Czy ktoś z was jest w Stanie stanąć do niego? Siedzą rycerze w kulbakach, każdy łypie na drugiego, głowy pospuszczali. Nikt nie chce ... Nagle słychać: - Ja ! Ja ! Ja chce  ! Ja pójdę  ! Rozglądają się I widzą: Stary dziad z brodą do pasa, ubrany w jakiś taki jutowy worek, łachmany. - Rany Boskie, nie ma nikogo innego  ??
No i nikogo innego nie było. Dali więc dziadkowi długi dwuręczny miecz. Idzie dziadek przez pole, Miecza nie dał rady dźwignąć więc ciągnie go za sobą.... Patrzą Polacy, a z przeciwnej strony wyjeżdża na koniu wielkim jak stodoła, zakuty cały w lśniącą zbroję wielki jak dąb rycerz. Jagiełło chwyta się za głowę I jęczy, A Polacy wrzeszczą: - Dziaaaadeeeeek  ! W nooooogiiiiii  ! W noooooogggiiiiiiiiiiiiiii  !!!! Rycerz niemiecki jednak już ruszył, dopadł dziadka, który w ogóle nie zamierzał uciekać, podniósł się tuman kurzu. Nic nie widać tylko jakieś jęki. Po chwili wiatr oczyścił pole z pyłu. Patrzą Polacy, A tam koń bez nóg, krzyżak bez nóg, A dziadek stoi I trzęsącą się ręką, trzyma miecz na gardle Niemca. I mówi: ... - Masz szczęście *cenzura*, że krzyczeli "w nogi" Bo bym ci łeb *cenzura*.
i nr 2:
Stefan siedząc do późna w pracy zaczął wspominać stare hipisowskie czasy, kiedy to codziennie były nowe panienki, narkotyki. Postanowił po 20 latach nie palenia marihuany w końcu zapalić, przypomnieć sobie wspaniałe dobre czasy. Odwiedził dzielnicę, na której mieszkał za młodu, i sprawdził czy diler Heniek jeszcze żyje i sprzedaje. Okazało się, że Heniek całkiem jeszcze dobrze prosperuje. - Witaj Heniu, nic się nie zmieniłeś... - Stefan, kopę lat... - Potrzebuję jakieś fajne jointy, bo ze 20 lat nie paliłem, a chciałbym przypomnieć sobie jak to jest... - Słuchaj Stefan, sprzedam Ci, ale pod jednym warunkiem... musisz ten towar palić samemu i najlepiej w zamkniętym pomieszczeniu. - Dobra stary niech tak będzie - odparł Stefan i pożegnawszy się pomknął szybciorem do domu. Wpada do chałupy, cisza jak makiem zasiał, stara chrapie jak niedźwiedź, dzieciaki tak samo, więc postanowił zamknąć się w kibelku. Usiadł na sedesie, wypakował towar, nabił lufkę, zaciąga się... otwiera oczy,
patrzy ciemno. Wypuszcza dym - jasno. - Kurde, ale sprzęcicho się pozmieniało - pomyślał zdumiony Stefan. Po szybkim namyśleniu, drugiego macha pociągnął. Otwiera oczy, ciemno... wypuszcza - jasno. Podjarany myśli sobie, że jeszcze raz nic nie zaszkodzi. Zaciąga się - ciemno, wypuszcza dym - jasno. W tym momencie piekielnie silne walenie do drzwi kibelka... - Stefan co Ty tam robisz? - krzyczy strasznie wkurzona żona. Stefan wszystko wrzucił do sedesu i spuścił wodę i poddenerwowany odpowiada: - Golę się kochanie! - Stefan, ku...wa! Trzy dni?
cad:77
PS. Sigma mi znowu zastrajkował i przez 5km się wyłączyła i nie startneła dlatego na GPS jest większy przebieg jak w ramce.
Dzień zaczął się nieciekawie zatkany nos i katar źle wróżył mojej kondycji. Powoli się pakuje i szykuje do wyjazdu pierwszy raz zakładam swoje ochraniacze na buty celem testowania. Kolejna niespodzianka to laczek w rowerku a dzień wcześniej wszystko sprawdzałem, w tym momencie pomyślałem sobie zła wróżba ale nic pompka i jazda, tłoczę, tłoczę a tu nic nie przybywa zaczynam nasłuchiwać okazuje się że powietrze ucieka w tym samym tempie co ja tłoczę. Patrzę na zegarek 7:20 obracam rower i zabieram się za wymianę w między czasie dzwonie do Tomka i melduje o sytuacji. Szybka wymiana i tłoczę tyle by do BP na kompresor dojechać. Z małym poślizgiem ruszam na plac gdzie czekają Krzysiek (Kysu), Andrzej(Andi333),Piotrek(Bros) i Tomek (T0mas82) w tym składzie jedziemy na BP gdzie wtłaczam odpowiednią ilość powietrza w kółko i ruszamy na Pogorię w okolice mola gdzie powinni czekać na nas Krzysiek(Krzychu22) i Dominik (Zetor). Pomimo małego poślizgu okazuje się że to my musimy zaczekać na szczęście może 5min. Ruszamy przez Pogorię w kierunku Siewierza oczywiście Krzysiek gdzie może kieruje nas terenami choć obiecywał asfalty. Tam żegna się z nami Bros który wraca do domu. W pewnym momencie młodzież wrzuca 5 bieg i kręcą w tempie ok. 35km/h ja szybko odpadam od tego pociągu lituje się Andrzej który postanawia mi towarzyszyć. Doganiamy ich po pewnym czasie na popasie. Dalej już raczej razem jedziemy aż do Złotego Potoku gdzie pozwoliłem sobie cyknąć te jedyne fotki.
. Z racji że czasu było mało postanawiam ruszyć w drogę powrotną oczywiście Krzychu proponuje teren który okazuje się być drogą przez mękę ciągle nam ktoś rzucał kłody pod koła (szlak czerwony) tak przez 45 min robimy 5km w większości prowadząc. I proszę Krzychu mamy fotki też prowadziłeś :). Po dojechaniu do rozjazdu grupa zaczyna się łamać aby końcem się podzielić na 2 ekipy Tomek i Krzyśki ruszają pieszym na Morsko a Ja, Andrzej i Dominik asfaltami do domu. Widocznie Andrzejowi coś ten podział nie spasował bo zaraz jak tylko ruszyliśmy to przyhamował co i ja uczyniłem tyle że już trochę gwałtowniej bo i musiałem mieć czas na zareagowanie na Andrzejowy podstęp a Dominik z ułańską fantazją wpakował mi się w bagażnik ale jakoś udało się tą kraksę ustać więc pojechaliśmy dalej. Andrzej podpuścił mnie co by jechać na nawi a że miałem wersje pieszą to szybko nas skierowała w las a tam wydmy i kilometr musieliśmy kopać jadąc żółwikiem było też kilka całkiem fajnych zjazdów ale po dotarciu do kolejnych asfaltów Andrzej zarządził że on prowadzi i nie będzie już żadnych skrótów poczym zapiął słuszne 30km/h i cisnął jak by mu rosół stygł :) Ja ledwo byłem w stanie utrzymać to jak dla mnie szalone tempo i co jakiś czas prosiłem o przerwy regeneracyjne. Dopiero jak dostał telefon że obiad się odbył trochę nam odpuścił. Tak dojechaliśmy na Pogorię 4 gdzie Andrzej postanowił się zemścić za utracony obiad i pokazując mi jak śmiga F-16 zafundował mi lądowanie bez wysuniętego podwozia. Czyli najzwyczajniej coś wymodził że ja wpakowałem się w jego koło potem wykonując kilka spektakularnych wymachów kierownicą zaliczyłem glebę. Straty materialne to potargana kurtka i chyba spodnie. Roweru nie oglądałem bo nie chciało mi się płakać a wywaliłem się na stronę napędu więc pewnie szlify są jutro sobie popatrzę. Ja osobiście poobdzierany na łokciu, kolanie i żebrach tak zastanawiam się czemu na żebrach ale jest to jest. Wszystko odbyło się przy ok. 30km/h tak że cieszę się i tak że tylko tak się skończyło. Niestety odebrało mi to już zupełnie chęć do jazdy i spacerowym tempem pokulałem się do domu. Wnioski są oczywiste ten poranny laczek mi podpowiadał że ten wyjazd będzie pechowy no i był.
Wyyjazd celem zakupu ochraniaczy na buty, zaczynam od sklepu speca, następny Magnes, zaglądam do Krossa tam mają dopiero mój rozmiar XXXL :) ale cena mało atrakcyjna jak za oferowany zestaw. Lekko zrezygnowany postanawiam jeszcze wjechać do BikeAtelier i w planach DG lub Będzin. A tu niespodzianka jest fajny zestaw tzn. cienkie przeciwdeszczowe na które można zakładać grubsze ocieplane lub same grubsze. Zakup został dokonany a i rabacik dostałem choć robiłem tam może drugi zakup. A potem wybrałem się do Kazimierza potestować nowy napęd i sam rowerek po ostatniej przygodzie.
W drodze powrotnej spotkałem Andrzeja wymiana paru zdań i każdy pojechał w swoją strone. Ja jeszcze zaliczyłem BP i jego kompresor troche chyba przesadziłem bo nabiłem do 5,5 bara rower teraz twardy jak kamień :)