To jest jakieś wariactwo aby w trzy dni tak się pogoda przewróciła dziś z +4 cała drogę woda mi z kasku kapała. Trasa najkrótsza co by złapać jaki komplet ciuchów sobie przygotować na te warunki i nie zmarznąć, dziś przesadziłem z ilością warstw.
Powrót w zestawie wiosennym. Trasa spokojna na Klimontowie spotykam Andiego niestety nie miałem czasu na pogaduchy więc chyba mu średniej bardzo nie zdołowałem :) cad:69
Jak zwykle jedynie co to trochę inaczej mnie teraz nogi bola bo wczoraj siodło podniosłem o 1 cm a wrażenie takie jak bym pierwsze kilometry w tym roku robił ale zobaczymy może uda się kolana odciążyć.
Po wczorajszym koszu do późnych godzin nocnych dziś nogi sztywne szczególnie łydki no i kolano boli po twardym lądowaniu na parkiecie. Na ostatnich 2 kilometrach coś mi zaczyna kapać na czerepek wiec troszkę podkręciłem co by tylko się zamoczyć a nie zmoczyć w tym wieku już trochę wstyd.
No i dziś miałem śmierć w oczach bo na pustej drodze jednemu panu zabrakło cierpliwości i wyprzedzał na trzeciego a jechali z przeciwka więc cały manewr mógł spokojnie i bezpiecznie wykonać 5 sekund później. Cieszę się że jednak bokami raczej brykam bo jak bym miał tak mieć co drugi dzień to dziękuje chyba bym autem jeździł większa szansa na przetrwanie.
Po pracy postanowiłem zrealizować plan z wczoraj czyli Rabsztyn omijając oczywiście główne drogi i jak na złość znów trafiłem do lasu gdzie mi się ścieżka skończyła a zaczęło się pchanie i przedzieranie przez młodnik. Gdy już dotarłem do drogi z płyt liczyłem że to koniec ale nie jeszcze mały wypych pod piaskowy podjazd. Dopiero u góry orientuje się że odchodząca droga w bok była utwardzonym podjazdem. W końcu jednak ląduje pod zamkiem już mocno zrujnowany walką z wiatrem, lasem i podjazdami wciągam czekoladę i popijam colą. Czas nagli więc obieram kierunek Bukowno i dom, po drodze cukier dociera we właściwe miejsce i przyśpieszam nareszcie wiatr przestaje przeszkadzać.
A wieczorem do lekarza na konsultacje co z moimi kolanami i dostałem paczkę pigułek na szczęście raczej profilaktyka niż leczenie.
Do pracy jednak jedzie się źle i nic tego nie zmieni tylko przez 50% trasy udawało mi sie wmawiać sobie że to wycieczka
Powrót już tak standardowo jakąś alternatywą w sumie nic ciekawego co prawda miałem jechać na Rabsztyn ale coś mnie gacie zaczęły obcierać i zrezygnowałem. W okolicach Niwy mam lekko z górki więc sobie jadę trochę żwawiej i mijam jakiegoś rowerzystę który po pewnym czasie postanawia mnie pogonić więc nie odpuszczam aż do zjazdu na Maczki może mnie tłumaczyć że on na pusto ja z sakiewką. Końcem końców utrzymałem go za sobą ale język musiałem pilnować co by się mi w tryba nie wkręcił.
Dziś pierwszy raz po 2 dniach pogody ...mokrej bo raczej nie deszczowej. Ubrany zbyt ciepło musiałem re konfigurować warstwy już po 3km. Z racji że mam raczej trasę spokojną więc o przygodach pokroju Tomka czy Limita pisać nie mogę i dobrze. Nie wiem tylko czemu zawsze rano mi się gorzej jedzie...
Po pracy pare obowiązków a dokładnie szt.2 czyli do szpitala górniczego po fotki RTG moich kolan i barków a następnie do meblowego załatwić reklamacje.
Nie nie musicie się martwić z barkami wygląda że jest ok a kolanko przynajmniej jedno do małego zadbania w każdym razie mam się udać do lekarza.
Dziś tempo wolniejsze bo coś mi ciągle kolano dokucza i nie wiem z czego to wynika. Tak czy siak trzeba je oszczędzać jak chce się pojeździć jeszcze trochę.
A po pracy wybrałem się pod pomnik Francesco Nullo i dalej lasem a tam błotko że hoho. Ja już się przebiłem to Bolesław, Bukowno, Sosina i dom.