Dziś na sportowo i lajtowo co by kolano odpoczęło a nie zapomniało o obrotach. Ciągle jeszcze brykam na młynku może skorzystam z techniki Tomka? Nie bo by mi jeszcze biegać trzeba było :)
Po porannych bólach nie sądziłem że będzie mi dane pojeździć tym bardziej że plan był działkowy ale w takim słońcu prace na działce jakoś mnie nie przekonywały do siebie.
Po południu już było znośnie kolano rozruszane nie dokuczało mi to postanowiłem wykorzystać okazje że musiałem z tematem do braciszka podjechać i wybrałem się rowerkiem. Ogólnie pozytywnie zaskoczony jestem choć nogi raczej nie obciążałem i jechałem bardzo delikatnie. Kolano zaczęło doskwierać dopiero po 30km i były to tylko lekkie oznaki wczorajszego wysiłku. A już się martwiłem a będzie myślę ok jutro test na koszu jak dam rade to będzie mi dane jeszcze pojeździć.
Udało się wygospodarować czas na rower to chciałem go wykorzystać na maksa więc plan był ambitny czyli:Ogrodzieniec, Morsko, Pilica, Pieskowa Skała, Dom. Niestety plan się zaczął walić już na starcie niestety okazało się że mam zatarty napęd ale o tej przypadłości rowerzystów rozpisywać się nie będę bo może będą to czytać kobiety i dzieci... w każdym razie zakosiłem Sudokrem mojemu dziecku i ruszam. Już na starcie coś nie funkcjonuje w mojej navi wydaje mi się że sytuacje opanowałem niestety nie ale o tym dowiedziałem się w Morsku :( Na molo dojechałem z 10min poślizgiem tam siedzi już Adam i Szwagier. Szybko nakreślam jaką mam wizję (czyli omijamy błotka czytaj szlaki leśne i staramy się trzymać asfaltów) oraz cele pośrednie trasy. Pogoda nam dopisała aż za dobrze taki upał że chyba z 6 litrów wody wypiłem jak nie więcej. Ale po kolei albo nie mapa jest u Adama więc nie ma co się rozpisywać jedynie co mogę wspomnieć to że załatwiliśmy zniżki dla rowerzystów w lodziarni w Ogrodzieńcu. W Pilicy jeszcze smarowanie Sudokremem działało dobrze więc ja czułem się lekko zmęczony i ze smakiem na Pieskową Skałę a chłopaki szukali już drogi do domu. Szwagier spodziewał się wieczorem gości a Adam nie chciał się włóczyć po nocach wiec zostałem przegłosowany. Dalej czerwono-niebieskim powrót do Ogrodzieńca, karczek z grilla, lody włoskie i już starą trasą do domu. Z nieprzyjemnych rzeczy to niestety przejazd szlakiem kosztował mnie kontuzję kolana i dziś mnie nap... pewnie suma zmęczenia, pogody i braków kondycyjnych. Poniżej parę fotek z trasy.
Moja maleńka Pani potrafi mnie tak fizycznie zmęczyć że zawsze gonię do roboty na ostatni gwizdek i trzeba jechać V1 a pora i pogoda już sprzyja do dłuższych wariantów a coś czuje że w tym roku to będą jedyne moje przejazdy rowerowe...
Po pracy szybki tel do domu celem negocjacji i udało się to sobie troszkę pojeździłem po pogori III i IV.
Dzionek zacząłem od 650km samochodem, następnie było 2km biegiem i 1 km marszem a zakończyłem jazdą rowerkiem na kosza i 1,5h ganianiem za piłką i powrotem do domu. Jutro znowu życie i 700km po polskich drogach niestety autkiem.
Od dawna nie było okazji spotkać ziomali z wycieczek rowerowych. A w sumie to Adama (limit) i Gozdiego. Z racji że życie jak zwykle pokrzyżowało mi plany wyruszyłem z domu o 10:45 czyli mocno ale to mocno spóźniony. Zakładałem że pewnie już siedzą na górze więc nie kombinując pociąłem bezpośrednio na metę. Jakie było moje zdziwienie gdy niemal równo dotarłem z kolumną rowerzystów różnicy było może 30 sek. Na górce chwile posiedziałem, pogadałem z Adamem z racji że Gozdi bawił się w kierownika imprezy nie było okazji do spokojnej rozmowy. I po ok 1 godzinie musiałem się zawijać do domu - znowu życie.
Kolejny raz środowy zestaw tylko tym razem mocniejszy powrót do domu z dwoma skurczami w nogach efekt uganiania się za piłką na szczęście trafiły się dwa słabowite koguty i udało się zapomnieć o bólu :)
Dziś dzień zdrowego trybu życia bo i pogoda dopisała a ja nie zaspałem do roboty jak wczoraj :) Udało się pojeździć, pobiegać za piłką a teraz sobie piwko sączę i rozmyślam jak wygospodarować więcej czasu na wszystkie obowiązki i projekciki które prowadzę.