Proroczy kapeć czyli wyjazd do Złotego Potoku
Kolejna niespodzianka to laczek w rowerku a dzień wcześniej wszystko sprawdzałem, w tym momencie pomyślałem sobie zła wróżba ale nic pompka i jazda, tłoczę, tłoczę a tu nic nie przybywa zaczynam nasłuchiwać okazuje się że powietrze ucieka w tym samym tempie co ja tłoczę. Patrzę na zegarek 7:20 obracam rower i zabieram się za wymianę w między czasie dzwonie do Tomka i melduje o sytuacji. Szybka wymiana i tłoczę tyle by do BP na kompresor dojechać.
Z małym poślizgiem ruszam na plac gdzie czekają Krzysiek (Kysu), Andrzej(Andi333),Piotrek(Bros) i Tomek (T0mas82) w tym składzie jedziemy na BP gdzie wtłaczam odpowiednią ilość powietrza w kółko i ruszamy na Pogorię w okolice mola gdzie powinni czekać na nas Krzysiek(Krzychu22) i Dominik (Zetor). Pomimo małego poślizgu okazuje się że to my musimy zaczekać na szczęście może 5min.
Ruszamy przez Pogorię w kierunku Siewierza oczywiście Krzysiek gdzie może kieruje nas terenami choć obiecywał asfalty. Tam żegna się z nami Bros który wraca do domu. W pewnym momencie młodzież wrzuca 5 bieg i kręcą w tempie ok. 35km/h ja szybko odpadam od tego pociągu lituje się Andrzej który postanawia mi towarzyszyć.
Doganiamy ich po pewnym czasie na popasie. Dalej już raczej razem jedziemy aż do Złotego Potoku gdzie pozwoliłem sobie cyknąć te jedyne fotki.
Pałacyk w Złtym Potoku© Accjacek
Pałacowy park z oczkiem wodnym© Accjacek
Takie sobie ptaszki© Accjacek
Andrzej rozmyślający o przewadze SLX nad Deorką© Accjacek
. Z racji że czasu było mało postanawiam ruszyć w drogę powrotną oczywiście Krzychu proponuje teren który okazuje się być drogą przez mękę ciągle nam ktoś rzucał kłody pod koła (szlak czerwony) tak przez 45 min robimy 5km w większości prowadząc. I proszę Krzychu mamy fotki też prowadziłeś :).
Po dojechaniu do rozjazdu grupa zaczyna się łamać aby końcem się podzielić na 2 ekipy Tomek i Krzyśki ruszają pieszym na Morsko a Ja, Andrzej i Dominik asfaltami do domu. Widocznie Andrzejowi coś ten podział nie spasował bo zaraz jak tylko ruszyliśmy to przyhamował co i ja uczyniłem tyle że już trochę gwałtowniej bo i musiałem mieć czas na zareagowanie na Andrzejowy podstęp a Dominik z ułańską fantazją wpakował mi się w bagażnik ale jakoś udało się tą kraksę ustać więc pojechaliśmy dalej. Andrzej podpuścił mnie co by jechać na nawi a że miałem wersje pieszą to szybko nas skierowała w las a tam wydmy i kilometr musieliśmy kopać jadąc żółwikiem było też kilka całkiem fajnych zjazdów ale po dotarciu do kolejnych asfaltów Andrzej zarządził że on prowadzi i nie będzie już żadnych skrótów poczym zapiął słuszne 30km/h i cisnął jak by mu rosół stygł :)
Ja ledwo byłem w stanie utrzymać to jak dla mnie szalone tempo i co jakiś czas prosiłem o przerwy regeneracyjne. Dopiero jak dostał telefon że obiad się odbył trochę nam odpuścił.
Tak dojechaliśmy na Pogorię 4 gdzie Andrzej postanowił się zemścić za utracony obiad i pokazując mi jak śmiga F-16 zafundował mi lądowanie bez wysuniętego podwozia. Czyli najzwyczajniej coś wymodził że ja wpakowałem się w jego koło potem wykonując kilka spektakularnych wymachów kierownicą zaliczyłem glebę. Straty materialne to potargana kurtka i chyba spodnie. Roweru nie oglądałem bo nie chciało mi się płakać a wywaliłem się na stronę napędu więc pewnie szlify są jutro sobie popatrzę.
Ja osobiście poobdzierany na łokciu, kolanie i żebrach tak zastanawiam się czemu na żebrach ale jest to jest. Wszystko odbyło się przy ok. 30km/h tak że cieszę się i tak że tylko tak się skończyło.
Niestety odebrało mi to już zupełnie chęć do jazdy i spacerowym tempem pokulałem się do domu. Wnioski są oczywiste ten poranny laczek mi podpowiadał że ten wyjazd będzie pechowy no i był.
cad:85