Góry - Klimczok, Skrzyczne
Sobota, 24 września 2011
· Komentarze(5)
Dzień zaczął się wcześnie bo o 6:20 byliśmy umówieni na spotkanie pod komendą w Klimontowie.
W drodze na dworzec w Katowicach Piotrowicach zgarniamy Wojtka.
Rowerowanie zaczynamy w Bielsko-Biała Leszczyny i kierujemy się na Szyndzielnie już pierwszy podjazd pokazuje słabości naszego sprzętu Krzyśkowi rozkręca się tylna piasta tak że kaseta biegała na boki tak na ok. 1 cm postanawiamy zawrócić celem poszukiwania narzędzi w drodze w dół Wojtek łapie 2 laczki jeden tak na 10cm.
To nie był dobry początek dnia ale sytuacje zostały opanowane i ruszyliśmy ponownie w górę Krzysiek z Tomkiem wydarli mocno do przodu a ja powolutku metr za metrem deptałem na zestawie 1-2 do góry to był jedyny podjazd który oprócz paru podparć udało mi się podjechać w 100% potem było niestety już gorzej. Po wjechaniu na Klimczok gdzie niestety były małe odcinki gdzie dreptałem zjechaliśmy do Szczyrku.
Aby rozpocząć atak na Skrzyczne atak to dobre słowo bo jechania to tam nie było tylko pchanie albo raczej wnoszenie rowerów ja na pierwszej stacji pasuje i postanawiam wjechać na szczyt kolejką tak samo decyduje Wojtek.
Tomek z Krzyśkiem postanawiają atakować dalej patrząc z krzesełka kolejki okazało się że druga część podejścia (podjazdu) była łatwiejsza ale to może Krzysiek z Tomkiem opiszą bo z góry wszystko wygląda łatwiej.
Ze Skrzycznego obraliśmy kierunek na Węgierską Górkę i tak sobie jadąc szlakami które tyczyła raczej woda a ludzie tylko słupki ponabijali powolutku zmierzaliśmy do finiszu.
To tam zjazdy były tak ostre i kamieniste że ja sobie pozwoliłem zaoszczędzić kontuzje i loty przez kierownice sprowadzając długie odcinki rowerek niestety podjazdy też były równie ostre i ciekawe co wiązało się z pchaniem. To w trakcie tej podróży Tomkowi skończył się jeden hamulec.
Na dworzec spóźniliśmy się ponad 1 godzinę co spowodowało że czekaliśmy ponad 2 godziny na ostatni pociąg. To tutaj był pierwszy większy popas bo udało się zjeść pizze i posiedzieć niestety było już bardzo rześko i mocno zmarzliśmy.
O powrocie pociągiem wspominać nie będę bo 2 panowie wracający do „Domu” włączyli alarm w WC i przez 40 min jechaliśmy w towarzystwie wyjącej syreny alarmowej. Nie wzbudziło to jednak zainteresowania obsługi pociągu.
W domu byłem o północy więc szybka kąpiel i sen.
Wyjazd super ale dla mnie szlak za trudny, ekipa za mocna a ja sprzętowo się nie przygotowałem ale mam nadzieje że ta lekcja wiele mnie nauczyła.
P.S. ja też poniosłem strate w domu okazało się że stopka radośnie zwisa sobie - trzeba będzie wymienić. Deorka dalej kręci :)
reszta fotek
https://picasaweb.google.com/103400018536893930381/24092011Gory?authuser=0&authkey=Gv1sRgCP-JtJbdt6WRSA&feat=directlink
cad:76
W drodze na dworzec w Katowicach Piotrowicach zgarniamy Wojtka.
Rowerowanie zaczynamy w Bielsko-Biała Leszczyny i kierujemy się na Szyndzielnie już pierwszy podjazd pokazuje słabości naszego sprzętu Krzyśkowi rozkręca się tylna piasta tak że kaseta biegała na boki tak na ok. 1 cm postanawiamy zawrócić celem poszukiwania narzędzi w drodze w dół Wojtek łapie 2 laczki jeden tak na 10cm.
To nie był dobry początek dnia ale sytuacje zostały opanowane i ruszyliśmy ponownie w górę Krzysiek z Tomkiem wydarli mocno do przodu a ja powolutku metr za metrem deptałem na zestawie 1-2 do góry to był jedyny podjazd który oprócz paru podparć udało mi się podjechać w 100% potem było niestety już gorzej. Po wjechaniu na Klimczok gdzie niestety były małe odcinki gdzie dreptałem zjechaliśmy do Szczyrku.
Aby rozpocząć atak na Skrzyczne atak to dobre słowo bo jechania to tam nie było tylko pchanie albo raczej wnoszenie rowerów ja na pierwszej stacji pasuje i postanawiam wjechać na szczyt kolejką tak samo decyduje Wojtek.
Tomek z Krzyśkiem postanawiają atakować dalej patrząc z krzesełka kolejki okazało się że druga część podejścia (podjazdu) była łatwiejsza ale to może Krzysiek z Tomkiem opiszą bo z góry wszystko wygląda łatwiej.
Ze Skrzycznego obraliśmy kierunek na Węgierską Górkę i tak sobie jadąc szlakami które tyczyła raczej woda a ludzie tylko słupki ponabijali powolutku zmierzaliśmy do finiszu.
To tam zjazdy były tak ostre i kamieniste że ja sobie pozwoliłem zaoszczędzić kontuzje i loty przez kierownice sprowadzając długie odcinki rowerek niestety podjazdy też były równie ostre i ciekawe co wiązało się z pchaniem. To w trakcie tej podróży Tomkowi skończył się jeden hamulec.
Na dworzec spóźniliśmy się ponad 1 godzinę co spowodowało że czekaliśmy ponad 2 godziny na ostatni pociąg. To tutaj był pierwszy większy popas bo udało się zjeść pizze i posiedzieć niestety było już bardzo rześko i mocno zmarzliśmy.
O powrocie pociągiem wspominać nie będę bo 2 panowie wracający do „Domu” włączyli alarm w WC i przez 40 min jechaliśmy w towarzystwie wyjącej syreny alarmowej. Nie wzbudziło to jednak zainteresowania obsługi pociągu.
W domu byłem o północy więc szybka kąpiel i sen.
Piękne widoki© Accjacek
Tam jedziemy© Accjacek
Kolejką na Skrzyczne© Accjacek
Chwila dla prasy© Accjacek
Wyjazd super ale dla mnie szlak za trudny, ekipa za mocna a ja sprzętowo się nie przygotowałem ale mam nadzieje że ta lekcja wiele mnie nauczyła.
P.S. ja też poniosłem strate w domu okazało się że stopka radośnie zwisa sobie - trzeba będzie wymienić. Deorka dalej kręci :)
reszta fotek
https://picasaweb.google.com/103400018536893930381/24092011Gory?authuser=0&authkey=Gv1sRgCP-JtJbdt6WRSA&feat=directlink
cad:76