Trochę tak bez planu i koncepcji. Później jechać na Kraków później nie jechać na Kraków. Końcem końców wylądowałem w Młoszowej tam krótki postój ale że małe bzykacze natychmiast zainteresowały się co do za mięsko się parkuje musiałem uciekać. Dalej Dulowa i podjazd który mnie rozładował bateryjkę... tak że powolutku zacząłem pętelką zawracać do domu robiąc co jakiś czas wypad w bok zaglądając co tam jest. Na szlakach woda i błotko lub suchy piasek tak czy siak jazda słaba w tych warunkach dlatego też asfalt był w 95%. Fotki jak się ogarnę.
Dziś rajd na orientacje made by Monika i Tomek. Z racji że obiecałem odwiedziny więc po wszystkich niedzielnych celebrach pakuję przyczepkę wraz z dzieciakami i ruszamy. Droga jak droga gdyby nie skróty które okazały się trefne i trzeba było nadkładać w sumie 8km to było by w sam raz.
Na miejscu oprócz organizatorów był jeszcze Krzysiek a że żal z takich speców nie skorzystać to zatrudniam ich do serwisu roweru synka za co dziękuje.
Chwila dyskusji i zbieramy się w drogę powrotną. Może za rok wystartuje? jak tylko organizatorom zapału starczy... Miło było szkoda tylko że stara ekipa nie dopisała ale tak to jest obowiązki praca itp. itd.
Dziś mam urlop a icm pokazuje jakieś cuda deszcze, śniegi i inne katastrofy i to od rana... ja jednak postanawiam przekornie nie uwierzyć w tą prognozę i ruszam. Plan był ambitniejszy ale gdzieś w głowie siedziała ta prognoza i pojechałem taki stary standard co by nie być za daleko od domku gdyby jednak miało się sprawdzić.
Jak w tytule trzy kałuże czyli P3,P4 i Przeczyce. Wyruszyłem po 17:00 i muszę uznać że była to dobra decyzja bo pomimo jazdy na lampce to łazików spotkałem szt.3 a temperatura była naprawdę przyjemna dopiero wracając w okolicy P3 założyłem długi rękaw.
Dziś trochę dalej czyli Sosina, Bukowno,Bolesław, Błędów, Łosień i dom. Ogólnie kiepsko na szczęście radio zagłuszało pojękiwanie roweru więc jestem zmęczony tylko fizycznie.
Dzieci w łóżkach godzina 21 z minutami nareszcie trochę czasu dla siebie. Przejazd zgodnie z tytułem. Przejazd przez lasek w egipskich ciemnościach jedynie przy mojej lampce sprawia mega frajde dlatego też zrobiłem 2 kółka wokół P4. Ogólnie ekstra się jechało 0 rowerów i rolkarzy jedynie troche zakochanych ale oni po krzakach albo ławkach buszowali.
Jakoś się organizuje czyli pełna improwizacja. Rozdaje dzieci babci i już o 10 mogę jechać ale gdzie?? Szybki look na mapę google i pada na ruiny w Bydlinie. Jak to z takimi wyjazdami bywa zaczęło się od tego że gdy chciałem udokumentować moje spotkanie z wielbłądem to okazało się że bateria w telefonie który jest też aparatem fotograficznym właśnie się wyczerpała. Na 10 km przed celem żywota dokonała bateria w walkmanie a 5 km później akumulator od nawigacji. Tu jeszcze udało mi się zadziałać i ograniczyć konsumpcje energii tak aby objechać całą trasę na całkowicie ściemnionym ekranie. Tak że przynajmniej ślad GPS mi pozostał z tej wyprawy. A czemu ruinki bo raptem jest tego 4 ściany i trochę murku reszta poszła w szabrunek przez okolicznych mieszkańców - tak przynajmniej wynikło z tablic informacyjnych.
Na koniec mi też odcięło energię a w sumie to jej nigdy nie było... niestety braki kondycyjne mam straszne.
I do 100km też zabrakło a dokręcać nie lubię bo jakoś tak bez sensu robić ileś tam kółek wokół bloku co by ładny wynik mieć.
Bez celu i pomysłu początek jak z synkiem celem poszukania przejazdu gdzie nie trzeba zsiadać z rowera a potem już tak na wariata trochę tu trochę tam. Na koniec wjazd na myjnie przy BP celem wypucowania rowerka i o ironio jak skończyłem to musiało zacząć padać.
Miałem mikro paczkę do odebrania a że z racji urlopu łatwiej jest trochę czasu wygospodarować to pojechałem rowerkiem. Ogólnie automapa przeprowadziła mnie bokami lub wręcz polami.
Trasa obie pogorie + przeczyce. Problemem są kochane ścieżki rowerowe których pokonanie zmuszało mnie niemal do zatrzymywania się na każdym skrzyżowaniu i przejściu co by dziecko mi nie wypadło na krawężnikach. Sama jazda spoko choć nogi czują że był ekstra bagaż :) Z przyczepką zrobione 55km reszta to z synkiem który popychał się na swojej hulajnodze więc było +5km/h można było równowagę poćwiczyć :)
Zapomniałem dodać że byliśmy sami żonka miała wczoraj wieczorną dokrętkę twierdząc że musi mi szybko dorównać i dziś leczy siodełko :) cad:77 do celu:6674km