Dziś miało być lajtowo bo jutro idę na Kosza miała być Sosinka niestety jak córka zobaczyła że wciągam ciuchy na rower nie było litości. Z tej okazji nawet syn się wybrał który zazwyczaj szukał wymówek jak tu ojca zbyć. Ogólnie tempo syna który po raz pierwszy w tym roku na rower się wybrał, mi pasiło bo miało być lajtowo i było a najbardziej zainteresowana po 400m usnęła i obudziła się na 2 km przed domem. Niestety na dłuższe przeloty z dzieciakiem w przyczepce jeszcze aury nie ma więc był Kazimierz ale ten Park.
Dziś warunki meto jak i obowiązki pozwoliły to się pojechało. Powolutku chodniczkami co by się nie posmarkać po pierwszej jeździe. Ogólnie wrażenie miałem takie że rano było cieplej jak wieczorem.
Dziś taka rozgrzewka przed koszykówką, cel Sosinka. Ogólnie nic ciekawego oprócz tego że w okolicach Balatonu spotykam Andiego wracającego na obiadek. Krótka pogaduchy i każdy w swoją. Na Sosinie sporo spacerowiczów, drogi mokre tylko miejscami wiatr i słońce przesuszyły drogi. Ogólnie endo nie ma, zdjęć nie ma, telefon spsuty.
Dziś pogorie bo drogi mokre i błotniste co zakończyło się tym że zanim na P3 dotarłem już wyglądałem jak po błotnym maratonie. Powrót z małymi odbiciami celem weryfikacji funkcjonowania fotografa i w sumie już w 100% po chodniku bo ruch zwiększył się masakrycznie. Wszystko do prania a ja noga na nogę i leżę przed kompem.
Dziś z rana piękne słońce a tu telefon padnięty, walkman umiera a słońce świeci. Wciągam rynsztunek w postaci wielu warstw i chodniczkami ruszam w kierunku P3 dalej P4 i zjazd na pseudo teren. A dlaczego asfaltowa pewność bo tak się pewnie czułem że może z 1km ujechałem tymi niby terenami i zaliczyłem z swoją odległa przyszłością spotkanie pierwszego stopnia. Lekcja pobrana na śniegu jazda po skarpach wcale nie jest taka prosta.
Dalej objazd do rozjazdu na P2 i P1 wzdłuż torów aż do świateł, odbijam w kierunku Huty a później w Kasprzaka i obieram kierunek na dom. Początki były miłe niestety później słońce znikło i się zrobiło nie przyjemnie.
Zimno ładnie wysysa siły. Uprzedzając pytania o prędkość średnią nie byłem z przyczepką po prostu jechałem tak powoli bo nie miałem nic na twarzy a opanowanie jazdy na śniegu mam raczej kiepskie.
Miałem jechać sam ale gdy tylko wyjąłem kask już córka była przy mnie i krzyczy że ona też jedzie :-)
Pogoda co prawda słoneczna ale temperatura niska więc na jakieś wojaże pozwolić sobie nie mogłem to namówiłem syna i pojechaliśmy w trójkę poćwiczyć jazdę na rowerku biegowym.
Córcia po dwóch przejazdach uznała że dla niej to już dość ciężko jej było się odpychać w kozakach więc godzinkę pospacerowaliśmy po lasku i spakowaliśmy się w drogę powrotną.
Po drodze spotykam Andrzeja pędzącego na niedzielny patrol szybkie wymachy kończynami i każdy pojechał dalej w swoim kierunku.