Wyjazd po 2 dniach przerwy pomimo że pogoda idealna dom i praca nie pozwoliły mi na to. Plan był na dziś trochę mocniejszy tym bardziej że po przemyśleniach postanowiłem wrócić do środkowej tarczy w przodzie co by po testować Tomkowy styl jazdy. Pomimo tego że zeszły rok i parę miesięcy tego jeździłem tylko na tej przekładni ale z musu a nie własnej woli (początkujący nie miał siły co by blatem pchać). Kierunek obrałem na Sosine a stamtąd na Bukowno pierwsze 30km szło całkiem sprawnie choć miałem dziwne odczucie waty w nogach. Niestety w Bukownie pomyliłem trasy i zawracałem a pierwsze podjazdy za Bukownem pokazały mi że ta wata to zupełny brak siły w nogach co gorsza powrót na blat nie wchodził w rachubę. Byłem wypompowany może dlatego że jechałem na samym śniadaniu które zjadłem o 6 rano a obiad jadłem tuż przed wyjazdem i jeszcze nie dotarł do nóg. Tak mi zeszło szamocąc się z samym sobą i jadąc siłą woli do bracika w Łośniu, tam sobie trochę odsapnąłem i chyba obiad dotarł bo dostałem takiej pary że nigdy jeszcze tak szybko nie gnałem z łośnia na Pogorie a i obie pogorie przejechałem naprawdę dobrym tempem (jak bym dopiero co ruszył taki miałem power w nodze - młynka już nie załączyłem :)).
Mapa w 2 kawałkach bo mi przerwało zasilanie do gps a nie potrafię scalić w jedną.
Syn zakomunikował że jedzie ze mną co robić podpiąłem dyszel zorganizowałem większą gotówkę na picie i jazda. Pierwszy cel to lodziarnia pomiędzy pogoriami, następnie naciskamy na koniec Pogori 4 a tam pada decyzja że jedziemy do wujka to i łosień zaliczyliśmy.
Mój kolejny rekord a w zeszłym roku ledwo zrealizowałem swój cel nr1 czyli 30km z przyczepką.
Coś zaczyna mi szwankować altimetr w Sigmie i 50% podjazdów zignorowała - a licznik mam może z rok :(
<a href="" title="GPSies - z synem"><img src="http://www.gpsies.com/images/linkus.png" border="0" alt="GPSies - z synem" /></a>
Decyzja mocno spontaniczna i o 16:30 wskakuje na bicykla i gnam wg. wskazań automapy, ta niestety wyprowadziła mnie na ekspresówkę którą na szczęście zgrabnie ominąłem łamiąc tylko troszkę przepisy niestety w katowicach wyprowadziła mnie na DTŚ-ke tak że miałem przejazd niemal że offroad-owy łącznie z noszeniem roweru itp. Niestety odbijało się to na moim czasie którego ubywało w zastraszającym tempie już w momencie wyjazdu celowałem pod 18:00 niestety przez te wszystkie przygody i czerwone światełka wpadłem na plac 3 min po 18:00. Na szczęście jacyś ludzie pokierowali mnie gdzie peleton pojechał więc ruszyłem w pościg. Okazało się że peleton jechał w mocno spacerowym tempie 6 max 10km/h więc była okazja złapać oddech i tym spacerowym tempem dojechać do zabytkowej kopalni. Po krótkich przemówieniach zaproszono uczestników na kawke i zupke. Niestety nie miałem możliwości spróbowania bo trzeba było wracać.
Podsumowanie
Akcja fajna warto jechać niestety ja będąc sam i po raz pierwszy przejechałem się w milczeniu obserwując całe to zamieszanie. Może jak bym dojechał na czas była by okazja kogoś poznać a tak barwny korowód pozbijany w mniejsze lub większe grupki jechał dyskutując o sobie znanych sprawach.
Od 4 dni siedzę w Poznaniu i deszcz non-stop w końcu pojawiła się okazja wyskoczyć na rower to pojechałem z kuzynem na Malte. Wypad dość pechowy bo na jednej dziurze złapałem kapcia i przebiłem oponę w 3 miejscach :(