Dziś z synem pokazać mu miejsce ostatniej walki partyzantów z oddziału "Ordona". W okolicach "Balatonu" mija nas Gizmo na szybkie cześć. Większość drogi bez ekscesów jedynie w lasach sporo błota. Robimy objazd euroterminala i na wysokości zjazdu na Burki dogania nas Andi z którym jedziemy do Juliusza. Tam się rozdzielamy bo dogonił nas deszczyk który w okolicach dworca zamienia się w ulewe, chowamy się na dworcu a po 10 min ruszamy dalej, taka sobie ulewa 10 minutowa.
Dziś tour de chodniki co by sie nie ufajdać zbytnio przez nocne ulewy. A na samym starcie podstawka od licznika zrobiła papa a dokładnie to oring który ja trzymał. Licznik w kieszeń coś tam rejestrował więc coś tam jest.
Dziś pogoda dziwna a mi nie paliło się moknąć więc postanowiłem pozwiedzać trochę okolice bliskie memu zamieszkaniu . Obraz rysuje się dość smutny bo tam gdzie gospodarzem jest osoba prywatna czy firma jeszcze to wygląda choć niekiedy pasuje do otoczenia jak pięść do oka ale przynajmniej czyste i widać że ktoś dba. Z drugiej strony własność miasta widać że wpompowane jest mnóstwo kasy tylko że ktoś zapomniał że o to trzeba jeszcze dbać, remontować, sprzątać a tak wygląda jak by ktoś stworzył kosztowny poligon dla mniejszych i większych wandali. Na tym zakończę...
Dziś odbieram zaległy dzień... a idąc spać zastanawiałem się czy dobrze zrobiłem ale było ok :) Kierunek Bobolice przez P3,P4 i zamek w Siewierzu asfalty suche ale na ścieżkach masakra błotno-wodna czyli fajnie było. W Bobolicach zamek już chyba skończony bo rusztowań nie widziałem w Mirowie też chyba coś się dzieje. W sumie to przejazd bez wiekszych atrakcji no może po za Panem w audi któremu się nie podobało że nie mam odblasków (co było totalną bzdurą) i że słucham muzyki ciekawe ile on słyszy w swojej zamkniętej puszce z włączonym radiem. Grzecznie się Pana zapytałem czy jego auto tak owy sprzęt posiada a gdy w końcu się przyznał że ma to poprosiłem aby się odwalił. Tak sobie radośnie docieram na P3 gdzie spotykam Krzyśka na jego zielonej maszynie chwile pogadaliśmy i ruszyliśmy w kierunku targów. Oczywiście nie obyło się bez akcji bo Krzysiek gnał środkiem drogi co bardzo nie podobało się dwóm krewkim kierowcą i zostaliśmy opier... Dalej już chodnikiem od pałacu kultury pod targi tam się żegnamy a ja zmieniam plan i ruszam prosto do sosnowca po nowy wkład suportu do mojej maszyny. Płaciłem kartą więc zniżek nie było ech to lenistwo.