Od dawna nie było okazji spotkać ziomali z wycieczek rowerowych. A w sumie to Adama (limit) i Gozdiego. Z racji że życie jak zwykle pokrzyżowało mi plany wyruszyłem z domu o 10:45 czyli mocno ale to mocno spóźniony. Zakładałem że pewnie już siedzą na górze więc nie kombinując pociąłem bezpośrednio na metę. Jakie było moje zdziwienie gdy niemal równo dotarłem z kolumną rowerzystów różnicy było może 30 sek. Na górce chwile posiedziałem, pogadałem z Adamem z racji że Gozdi bawił się w kierownika imprezy nie było okazji do spokojnej rozmowy. I po ok 1 godzinie musiałem się zawijać do domu - znowu życie.
Kolejny raz środowy zestaw tylko tym razem mocniejszy powrót do domu z dwoma skurczami w nogach efekt uganiania się za piłką na szczęście trafiły się dwa słabowite koguty i udało się zapomnieć o bólu :)
Dziś dzień zdrowego trybu życia bo i pogoda dopisała a ja nie zaspałem do roboty jak wczoraj :) Udało się pojeździć, pobiegać za piłką a teraz sobie piwko sączę i rozmyślam jak wygospodarować więcej czasu na wszystkie obowiązki i projekciki które prowadzę.
Jak to w życiu czasu mało i tylko poczytać można jak chłopaki śmigają. Ja wygospodarowałem marne parę minut ma maleńkie kółeczko w przerwie obowiązków. Jedyne co mnie cieszy to że dni co raz dłuższe będzie może z czego urwać parę godzin na rowerkowanie. Szkoda tylko że wtedy znowu trzeba będzie robić za kotwicę :)
cad:77 do celu: 7299 km
PS. Nie kupujcie Sigmy 2209 termometr i altimetr mi padły ciekawe kiedy przestanie dystans liczyć. :(
To i ja powoli zaczynam kręcić w miarę możliwości a to mogą być jedne z niewielu w moim przypadku. Ledwo dojechałem i już pada jak tak będzie powrót środkami zastępczymi.