Dom - Wisła
Sobota, 17 września 2011
· Komentarze(5)
Start umówiony na placu Papieskim o godzinie 8:00 cel Wisła. Skład mocno eksperymentalny bo po raz pierwszy jechaliśmy razem nie wiedząc czego po sobie oczekiwać czyli Ja, Szwagier i Adam (limit).
Z racji że już mieliśmy trochę przygód z Adama „Garminem” więc odpowiedzialność za wytyczenie trasy spadło na moją Automapę to pozwoliłem jej poszaleć czyli wersja piesza.
Po dojechaniu mogę stwierdzić że 60%-70% wypadło nam terenami a reszta jakimiś opłotkami przez wioski mam nadzieje że trochę „Garmina” zawstydziłem :)
Jedynym problemem jest bateria która nie potrafi podtrzymać telefonu przy życiu nawet przez parę sekund co powodowało że pomimo akumulatora niestety nawi wyłączała się (wertepy) kilkukrotnie.
Dlatego też trasa w kawałkach może uda mi się scalić to wyświetlę w jednym kawałku.
EDIT: Scalenie powiodło się jeszcze raz dzięki Adam za podpowiedź
Na miejscu wciągaliśmy po szaszłyku a następnie zaliczyliśmy lodziarnie gdzie dołączył Tomek z Krzyśkiem. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy niestety uparli się że wracają do domu tak że pojechaliśmy sprawdzić czy wsiądą do pociągu i pojechaliśmy szukać kwatery.
Końcem końców nocowaliśmy tam gdzie w zeszłym roku.
Ale jeszcze wjazd pod osiedle Jużyków gdzie byłem w maju trasa wjazdu na ostatniej mapce. Pojechaliśmy w trójkę zaczęło się lekko a ilość emocji dozowana z każdym kilometrem więcej. Co mnie cieszy to podjechałem cały dystans coś co w maju było dla mnie po za zasięgiem co z resztą nie wiem bałem się oglądać :) z tego co wiem to szwagier dopchał gdzie zakończył Adam to tylko on wie.
Ale … to nie koniec krótka narada i Szwagier pasuje a Ja i Adam ruszamy w górę kończy się asfalt i zaczynają szutry i podjazdy które niestety wysadziły nas z siodeł i trzeba było pchać spory kawałek.
Na szczycie chwila narady w którą stronę jedziemy i ruszyliśmy dalej już jadąc w zupełnych ciemnościach tylko nasze lampki rozświetlały mrok może i lepiej bo przynajmniej nie widziałem co nas czeka :)
Jadąc po ścieżce pełnej kamieni i korzeni latałem jak pies spuszczony ze smyczy tak mnie wytrzepało a gdy dotarliśmy do zjazdów to tylko miałem szczęście że leśników nie było bo moje hamulce jęczały jak papuga obdzierana ze skóry. Ale udało się dojechać do cywilizacji bez żadnego uszczerbku na zdrowiu tylko napęd popiskiwał radośnie cała drogę do domu ale to już w kolejnym opisie.
A po powrocie na kwaterę wyskoczyliśmy na Pizze i lokalne piwko a przy okazji zaczepiliśmy na urodziny jednego górala :) po powrocie na kwaterę dyskusja do północy o rowerowaniu i w końcu upragniony sen
Poniżej track z naszego górskiego objazdu tak przyglądając się to może być to ciekawy początek dla większego rowerowania po grzbietach gór albo ucieczki do Czech :)
cad:68
Z racji że już mieliśmy trochę przygód z Adama „Garminem” więc odpowiedzialność za wytyczenie trasy spadło na moją Automapę to pozwoliłem jej poszaleć czyli wersja piesza.
Po dojechaniu mogę stwierdzić że 60%-70% wypadło nam terenami a reszta jakimiś opłotkami przez wioski mam nadzieje że trochę „Garmina” zawstydziłem :)
Jedynym problemem jest bateria która nie potrafi podtrzymać telefonu przy życiu nawet przez parę sekund co powodowało że pomimo akumulatora niestety nawi wyłączała się (wertepy) kilkukrotnie.
Dlatego też trasa w kawałkach może uda mi się scalić to wyświetlę w jednym kawałku.
EDIT: Scalenie powiodło się jeszcze raz dzięki Adam za podpowiedź
Na miejscu wciągaliśmy po szaszłyku a następnie zaliczyliśmy lodziarnie gdzie dołączył Tomek z Krzyśkiem. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy niestety uparli się że wracają do domu tak że pojechaliśmy sprawdzić czy wsiądą do pociągu i pojechaliśmy szukać kwatery.
Końcem końców nocowaliśmy tam gdzie w zeszłym roku.
Ale jeszcze wjazd pod osiedle Jużyków gdzie byłem w maju trasa wjazdu na ostatniej mapce. Pojechaliśmy w trójkę zaczęło się lekko a ilość emocji dozowana z każdym kilometrem więcej. Co mnie cieszy to podjechałem cały dystans coś co w maju było dla mnie po za zasięgiem co z resztą nie wiem bałem się oglądać :) z tego co wiem to szwagier dopchał gdzie zakończył Adam to tylko on wie.
Ale … to nie koniec krótka narada i Szwagier pasuje a Ja i Adam ruszamy w górę kończy się asfalt i zaczynają szutry i podjazdy które niestety wysadziły nas z siodeł i trzeba było pchać spory kawałek.
Na szczycie chwila narady w którą stronę jedziemy i ruszyliśmy dalej już jadąc w zupełnych ciemnościach tylko nasze lampki rozświetlały mrok może i lepiej bo przynajmniej nie widziałem co nas czeka :)
Jadąc po ścieżce pełnej kamieni i korzeni latałem jak pies spuszczony ze smyczy tak mnie wytrzepało a gdy dotarliśmy do zjazdów to tylko miałem szczęście że leśników nie było bo moje hamulce jęczały jak papuga obdzierana ze skóry. Ale udało się dojechać do cywilizacji bez żadnego uszczerbku na zdrowiu tylko napęd popiskiwał radośnie cała drogę do domu ale to już w kolejnym opisie.
Tyle było widać jak Adam używał flesza w aparacie fotograficznym - pomyślcie co było widać przy świetle naszych lampek :)© Accjacek
A po powrocie na kwaterę wyskoczyliśmy na Pizze i lokalne piwko a przy okazji zaczepiliśmy na urodziny jednego górala :) po powrocie na kwaterę dyskusja do północy o rowerowaniu i w końcu upragniony sen
Poniżej track z naszego górskiego objazdu tak przyglądając się to może być to ciekawy początek dla większego rowerowania po grzbietach gór albo ucieczki do Czech :)
cad:68