Kraków kolejny raz
Sobota, 9 sierpnia 2014
· Komentarze(1)
Coś mi klikło wczoraj że dziś pojadę do Krakowa.... plan był prosty ruszyć o 6:00 i prawie się udało bo ruszyłem ale z łóżka więc start się opóźnił o ok 45min. Do Krakowa tym razem prowadziła mnie mapa google wersja rowerowa. Ogólnie pozytywnie po za faktem że na niebieskim pomiędzy Jaworznem a Trzebinią małe bagienka przez które musiałem brodzić reszta przez Lasy Dulowskie. Ostanie 15 km już trasą 79 niestety ruch szalony pomimo że TIR-y ponoć miały zakazy. Dopiero w okolicach centrum odkrywam że dziś jest przecież finał TdP.
Dzieciaki startują do TDP © Accjacek
Z racji że było jeszcze wcześnie a ja miałem w planie zwiedzanie muzeum lotnictwa ruszam dalej... przepraszam człapie bo ludzi tyle że iść się nie da a co dopiero jechać ale udaje się wydostać.
Muzeum lotnictwa Kraków © Accjacek
W muzeum spędzam chyba z dwie godziny, warto jechać tym bardziej że przed są stojaki dla rowerów więc mając zabezpieczenie można fajnie przypiąć rower. W miedzy czasie testowałem swój nowy power bank doładowując do pełna tel. i jeszcze zostało energii na drugie a przynajmniej tak wskazuje.
A tego ruskie pewnie szukają © Accjacek
Ju z muzeum © Accjacek
Papieski helikopter © Accjacek
Jak już mnie rozbolały nogi od łazikowania pomiędzy eksponatami chwilę przycupłem co by zebrać siły i ruszyłem w drogę powrotną.
Wracam do centrum a tam jeszcze więcej luda więc wyrywam się z tego ścisku i postanawiam jechać do domu bo do startów jeszcze bym musiał czekać a wracanie po zakończeniu skończyło by się dla mnie nocną eskapadą. Wyjeżdżając z Krakowa trafiam na strefę serwisową.
W okolicach stadionu staneły tir-y serwisowe © Accjacek
Z wiadomych powodów musiałem © Accjacek
oglądam sobie stanowiska serwisowe i maszyny część kolarzy już jeździ po okolicy rozgrzewając się. Co ciekawe można było wjechać bez problemów popatrzeć na rowerki niemal dotknąć i nikt nikogo nie gonił, krzyczał czy wyrzucał da się...da.
Powrót mniej więcej tą samą trasą z mikro modyfikacjami.
Co śmieszne pogubiłem się w okolicach Sosiny i musiałem ciąć przez pole przy okazji wkręciło mi się jakieś drzewsko w tylne koło i niemal zerwałem łańcuch. Na Sosince mały postój na loda włoskiego i dalej do domu. Na dworcu szlabany na dole bo pociąg ciągnący cysterny wlekł gdzieś cały ten skład ja z nudów przeglądam licznik i odkrywam że mam średnią 19,9 km/h postanawiam zawalczyć.
Dalsza droga to podgląd na średnią i walka ze zmęczenie ale z sukcesem. A w domku szybki prysznic i kibicować, nie wiem tylko czemu ogłosili że Majka wygrał przecież to ja pierwszy dojechałem :)
Trasa kosztowała mnie śniadanie, 2,5 tabliczki czekolady, 4 litry Muszynianki ( dopałerowane dwoma pastylkami magnezu i dwoma Isostara)
cad:68
Dzieciaki startują do TDP © Accjacek
Z racji że było jeszcze wcześnie a ja miałem w planie zwiedzanie muzeum lotnictwa ruszam dalej... przepraszam człapie bo ludzi tyle że iść się nie da a co dopiero jechać ale udaje się wydostać.
Muzeum lotnictwa Kraków © Accjacek
W muzeum spędzam chyba z dwie godziny, warto jechać tym bardziej że przed są stojaki dla rowerów więc mając zabezpieczenie można fajnie przypiąć rower. W miedzy czasie testowałem swój nowy power bank doładowując do pełna tel. i jeszcze zostało energii na drugie a przynajmniej tak wskazuje.
A tego ruskie pewnie szukają © Accjacek
Ju z muzeum © Accjacek
Papieski helikopter © Accjacek
Jak już mnie rozbolały nogi od łazikowania pomiędzy eksponatami chwilę przycupłem co by zebrać siły i ruszyłem w drogę powrotną.
Wracam do centrum a tam jeszcze więcej luda więc wyrywam się z tego ścisku i postanawiam jechać do domu bo do startów jeszcze bym musiał czekać a wracanie po zakończeniu skończyło by się dla mnie nocną eskapadą. Wyjeżdżając z Krakowa trafiam na strefę serwisową.
W okolicach stadionu staneły tir-y serwisowe © Accjacek
Z wiadomych powodów musiałem © Accjacek
oglądam sobie stanowiska serwisowe i maszyny część kolarzy już jeździ po okolicy rozgrzewając się. Co ciekawe można było wjechać bez problemów popatrzeć na rowerki niemal dotknąć i nikt nikogo nie gonił, krzyczał czy wyrzucał da się...da.
Powrót mniej więcej tą samą trasą z mikro modyfikacjami.
Co śmieszne pogubiłem się w okolicach Sosiny i musiałem ciąć przez pole przy okazji wkręciło mi się jakieś drzewsko w tylne koło i niemal zerwałem łańcuch. Na Sosince mały postój na loda włoskiego i dalej do domu. Na dworcu szlabany na dole bo pociąg ciągnący cysterny wlekł gdzieś cały ten skład ja z nudów przeglądam licznik i odkrywam że mam średnią 19,9 km/h postanawiam zawalczyć.
Dalsza droga to podgląd na średnią i walka ze zmęczenie ale z sukcesem. A w domku szybki prysznic i kibicować, nie wiem tylko czemu ogłosili że Majka wygrał przecież to ja pierwszy dojechałem :)
Trasa kosztowała mnie śniadanie, 2,5 tabliczki czekolady, 4 litry Muszynianki ( dopałerowane dwoma pastylkami magnezu i dwoma Isostara)
cad:68