Smoleń, Ogrodzieniec i umierające napędy
Sobota, 3 września 2011
· Komentarze(2)
Wyjazd miał być wyjątkowo light bo i dzień wcześniej troche późno skończyliśmy się masować przez bytomskie ogródki. Wyjazd o godzinie 9 z minutami do mojego wyjazdu podłaczył się Tomek. Początki bardzo spokojne jak to ładnie stwierdził tu cytuje "chyba masz jakąś ukrytą opcje omijania podjazdów w tej nawigacji" a Sigmie metry przybywały niby płasko no właśnie niby tylko skąd się brały te zjazdy które wykończyły już mój sfatygowany układ hamulcowy :)
W okolicach Smolenia nawi zaczyna fixować specjalnie nie poprawiałem mapy co by pokazać że rowerem też da się latać :)
Tajemnica wyjaśniła się pod zamkiem gdzie spotkaliśmy dwóch Panów z klubu krótkofalarskiego nadających sygnał na cały świat ( z tego co się dowiedzieliśmy mieli w tym dniu udane połączenia ze Stanami i Japonią)
Tak rozmawiając o ciekawostkach związanych z krótkofalarstwem i rowerowaniem upłyneła nam godzinka.
Gdy już pożegnaliśmy się jeszcze przyszło zobaczyć ruiny które Tomek podjechał a ja się wprowadziłem (znowu wysadzony zostałem z siodła i pomimo usilnych prób nie udało mi się już ruszyć do góry na rowerze więc ruszyłem obok.
Pare fotek i narada gdzie dalej mnie ciągło do domu bo miałem zaplanowane wieczorne piwko a Tomek miał smaki na pokręcenie korbami więc pojechaliśmy na Ogrodzieniec (mi też pasował bo są tam lody włoskie) niestety ciągnie wilka do lasu i gdy staneliśmy na skrzyżowaniu z szlakiem Tomaszek tak długo marudził i zapewniał że szlak jest prosty i przyjemny że się poddałem i pojechaliśmy lasami.
Oczywiście było wszystko czego można się było spodziewać krzaki, zielsko, kamienie, korzenie i piasek tylko błotka niewiele. A ja i moje opony + piasek to katastrofa tak że jestem mega happy że nie zaliczyłem żadnej gleby a kląłem pod nosem przez całą droge nawet udało mi się nawiązać monolog z rowerem "jedź, proszę k... jedź" przebijając się przez te piaski.
Podsumowując "krótki szlak" średnia z 24 km/h spadła nam do 18 km/h a że Tomaszowi troche szlak się rozjechał to zamek mineliśmy bokiem i musieliśmy go w końcu podjechać dwa razy dlatego jest na mapie taka pętla.
W Ogrodzieńcu Pani ufundowała mi za moje męki na niebieskim loda w rozmiarze mega (włoskiego zaznaczam)
Po konsumpcji wskoczyliśmy na rowerki i już mocno poskrzypując pojechaliśmy do domku w miare znanymi szlakami troche na nawi troche trasami Tomka.
Z ciekawostek technicznych: Tomka rower jest już tak wyszkolony że sam mu dobierał całą niemal droge przełożenia tak że nawet go nie widząc było go słychać bo non stop było słychać charakterystyczne kliknięcia napędu. Ja za to skrzypiałem po ogrodzieńcu jak wyjęta "Ukraina" ze stodoły po 25latach o dzwiękach z układu hamulcowego nie wspomne.
Podsumowanie:
Wyjazd udany :)
I kto mi powie że rowerem nie jest tak samo szybko jak LOT-em
a to już powrót
I pare fotek
cad:77
W okolicach Smolenia nawi zaczyna fixować specjalnie nie poprawiałem mapy co by pokazać że rowerem też da się latać :)
Tajemnica wyjaśniła się pod zamkiem gdzie spotkaliśmy dwóch Panów z klubu krótkofalarskiego nadających sygnał na cały świat ( z tego co się dowiedzieliśmy mieli w tym dniu udane połączenia ze Stanami i Japonią)
Tak rozmawiając o ciekawostkach związanych z krótkofalarstwem i rowerowaniem upłyneła nam godzinka.
Gdy już pożegnaliśmy się jeszcze przyszło zobaczyć ruiny które Tomek podjechał a ja się wprowadziłem (znowu wysadzony zostałem z siodła i pomimo usilnych prób nie udało mi się już ruszyć do góry na rowerze więc ruszyłem obok.
Pare fotek i narada gdzie dalej mnie ciągło do domu bo miałem zaplanowane wieczorne piwko a Tomek miał smaki na pokręcenie korbami więc pojechaliśmy na Ogrodzieniec (mi też pasował bo są tam lody włoskie) niestety ciągnie wilka do lasu i gdy staneliśmy na skrzyżowaniu z szlakiem Tomaszek tak długo marudził i zapewniał że szlak jest prosty i przyjemny że się poddałem i pojechaliśmy lasami.
Oczywiście było wszystko czego można się było spodziewać krzaki, zielsko, kamienie, korzenie i piasek tylko błotka niewiele. A ja i moje opony + piasek to katastrofa tak że jestem mega happy że nie zaliczyłem żadnej gleby a kląłem pod nosem przez całą droge nawet udało mi się nawiązać monolog z rowerem "jedź, proszę k... jedź" przebijając się przez te piaski.
Podsumowując "krótki szlak" średnia z 24 km/h spadła nam do 18 km/h a że Tomaszowi troche szlak się rozjechał to zamek mineliśmy bokiem i musieliśmy go w końcu podjechać dwa razy dlatego jest na mapie taka pętla.
W Ogrodzieńcu Pani ufundowała mi za moje męki na niebieskim loda w rozmiarze mega (włoskiego zaznaczam)
Po konsumpcji wskoczyliśmy na rowerki i już mocno poskrzypując pojechaliśmy do domku w miare znanymi szlakami troche na nawi troche trasami Tomka.
Z ciekawostek technicznych: Tomka rower jest już tak wyszkolony że sam mu dobierał całą niemal droge przełożenia tak że nawet go nie widząc było go słychać bo non stop było słychać charakterystyczne kliknięcia napędu. Ja za to skrzypiałem po ogrodzieńcu jak wyjęta "Ukraina" ze stodoły po 25latach o dzwiękach z układu hamulcowego nie wspomne.
Podsumowanie:
Wyjazd udany :)
I kto mi powie że rowerem nie jest tak samo szybko jak LOT-em
a to już powrót
I pare fotek
Tomek utracił kontakt z bazą już na początku wycieczki :)© Accjacek
Tomek i jego maszyna w ruinach - SLX już był przetarty© Accjacek
A to nasz cel albo to co z niego zostało© Accjacek
Na szlaku mijaliśmy mury jakiejś starej posiadłości i kurchan żołnierzy AK© Accjacek
cad:77